Wołyń 2015. Recordatio – pierwsze dni + zdjęcia
Czas to straszna maszyna. Miele nasze chwile i zamierzenia niczym monstrum wiecznie głodne. Wydaję się, że to zaledwie przedwczoraj wyruszyliśmy na akcję a tu, już piątek, i za chwilę pożegnamy naszą pierwszą bazę w tym roku jaką jest Krzemieniec…
W sobotę, 8 sierpnia wyruszyły obozy stacjonarne, Ostrówki, Przewały, Turzysk. W niedzielę, przyjmowaliśmy tych, którzy skorzystali z noclegu w gościnnych ścianach „kurnika” przy Łabędziej w Lublinie. Dzień skończył się równo o północy a zaczął o 2.45 rano w poniedziałek. Nim wstało słońce i pierwszym promykiem ogłosiło zwycięstwo dnia nad nocą już 3 samochody dowoziły z miasta tych, którzy mieli za chwilę zająć miejsca w autokarze. Andrzej Karłowicz, Jerzy Drąg i autor tekstu dowieźli uczestników i ich bagaż na miejsce startu. Dzień wcześniej ostatnie zaopatrzenie i ostatni przegląd. Wyruszamy na dwa samochody : autokar i auto służbowe Fundacji Niepodległości, jak w krótce się okaże ten drugi pojazd ratuje nam ciągle ważne sprawy, których nie brak. Skodą będą podróżowali w pierwszy dzień : red. Marcin Wikło, Jarek Lipiec – pseudo „Wiedźmin” i „Bestia” . Marcin Wikło- dziennikarz będzie chciał odwiedzić miejsca akcji; podobozy, a dla Jarka, który jedzie z nami po raz pierwszy będzie to okazja do pierwszego kontaktu z Wołyniem, jego rodzinnymi stronami. Zasmyki i Kupiczów to miejsca pochodzenia Jego rodziny. Równo o 5 rano ruszamy. Granica przebyta szybko i sprawnie bo obydwóch stronach i już za moment Ostrówki. Długie rozmowy i dyskusje z obozowiczami i za chwilę jesteśmy w Przewałach.Tutaj Straż Graniczna przejęła w swe działanie teren, pluc młodzieniec Paweł Pożarowczyk, młody wolontariusz pełen zapału i sił. W Turzysku zatrzymujemy się na dłużej, Piotr Gawryszczak, Edik Sulik, Marcin, dwóch braci biegaczy, Mariusz Adamski. Potem trasą przez Kupiczów docieramy do Łucka, Dubno i końcu Krzemieniec. Szybko i wesoło witamy się z Panem Kanią, naszym Krzemienieckim rodakiem i wielkim orędownikiem akcji. Zapada decyzja o zmianie miejsca kwaterowania… Nie bursa szkolna a hotel, w tej samej cenia z lepszymi warunkami – ciekawe co powie Kamandir – Jacek Bury… Dzwonię, rozmawiam i mam zielone światło ! Sam narzekam pod nosem, że znowu akcja zamienia się na działania pod kloszem… Pewnie w przyszłym roku zamiast tego będzie sauna, jakuzi i kilka innych turystycznych umileń… eech… Grupa po przyjeździe składa wyrazy zadowolenia i czas od tej chwili bije w rytmie działania.
Wtorek 11 sierpnia.
7.30 poranne nabożeństwo. Potem śniadanie i ruszamy do Wiśniowca, pełni energii i zapału do pracy. Szybki wyładunek, już pierwsi po wskazówkach Jacka w pocie czoła tną, rąbią, piłują, grabią. Cały czas towarzyszy nam upał, na Ukrainie rtęć termometru nie opada poniżej +35 w dzień i około +22 w nocy. W Wiśniowcu pracowaliśmy w ubiegłym roku, efekty tamtych prac są widoczne, chociaż część wykonanych przez nas plomb z drewna na wejściach do krypt jest zerwana i uszkodzona i przybyło trochę w nich śmieci. Oczywiście królują różne butelki po „wodzie ognistej” choć i zwykłe, domowe śmieci są wysypywane nadal. W zeszłym roku zastaliśmy szopę dla kozy, w tym roku rodzaj namiotu, zapewne mieszkalnego. Oczywiście rozbiórka i porządkowanie tego miejsca. Grupa pracuje bardzo mocno, bez cienia rywalizacji za to z wielkim zaangażowaniem. Czy młody, czy starszy po prostu praca pali im się w rękach. Około godziny 19 przyjeżdżamy do Krzemieńca na obiad. Dyżurni ugotowali sławną „zupę wołyńską” pełną warzyw przywiezionych przez nas. Gromkie „dziękujemy” kwituje ten „eksperyment kulinarny” dzisiejszych dyżurnych. Jeszcze odprawa a potem narada kadr i dzień chyba się skończył… Chyba, bo trwają jeszcze długo dyskusje i analizy tego dnia.
Środa, 12 sierpnia
Decyzja Kamandira – Bestia z Dionizym , Jankiem, Jarkiem (Wiedżmin) do Wiśniowca, zakupić spoiwo i dokończyć prace przy osadzani trzech elementów nagrobków. Po zakończeniu pracy dołączyć do grupy głównej pracującej w Starym Wiśniowcu. Ten cmentarz odwiedzamy po raz pierwszy. Choć przy głównej drodze, prowadzącej do Tarnopla ukryty wśród drzew i krzewów jest zupełnie nie widoczny dla oczu z przejeżdżającego samochodu. Niczym zaklęty w zapomnienie, trwając tuż obok toczących się kamieni cywilizacji i dni i lat i ludzi potoku płynącego przy Jego skraju, skraju podróży ziemskiego bytu i ciszy mogił… Ten rytm pracy i odkrywania dla świata na nowe tego miejsca, przerywa awaria jednej z pił mechanicznych. Szwankowała już wczoraj, dzisiaj po prostu wydała ostatni obrót. Szukanie lokalnego mechanika pochłonęło trochę czasu ( Skoda okazuje się zbawieniem) , reanimacja piły jednak w słowach mechanika wygląda jedynie na chwilowe zwycięstwo. Jego słowa szybko się potwierdzają, urządzenie nadal nie funkcjonuje tak, jak trzeba. Powrót około 19 tej do Krzemieńca, obiad, kąpiel, odprawa, już normalny tryb dla wszystkich. Kładziemy się spać a właściwie kładziemy się pocić dalej. Dzisiaj padał deszcz, mała burza, już po kilku chwilach nie było po niej śladu na ziemi. Wyschnięte upałami trawy, drzewa, kwiaty wchłonęły błyskawicznie łaskawe, obfite krople wody padające z nieba. W nocy temperatura spadła do zatrważających 20 stopni …
Czwartek 13 sierpnia
Poranne rytuały przebiegają co raz sprawniej i szybciej. Autokar obficie zaopatrzony w jedzenie i olbrzymie zapasy napoi rusza w drogę do Szumska. W zeszłym roku tam poznaliśmy naszego rodaka Jarosława Makarowskiego, radnego miasta Szumsk. To z jego inicjatywy przeprowadzono wielką akcję wycinki na cmentarzu, lecz i dla nas pracy tam nie brakuje. Ja pozostaję dzisiaj w Krzemieńcu, oprócz prac sekcji obiadowej, zapewnienia im wszystkiego, mam rozpoznać Białokrynicę, dawne koszary 12 Pułku Ułanów i losy oraz stan kościoła garnizonowego, oraz szukanie śladów Polaków na cmentarzach w Krzemieńcu. Grupa kończy pracę około 19 tej, zapalają znicze, odmawiają modlitwę i na skrzydłach burzy przyjeżdżają do Krzemieńca. Deszcz jednak omija miasta, trochę pomrukując leniwie ołowianymi chmurami i równie leniwymi błyskawicami piorunów…
Pyszny obiad i jedziemy do hotelu. Dzisiaj obiad był przygotowany i podany w gościnnych progach parafii w Krzemieńcu u księdza Łukasza.
Z ciekawostek : najmłodszy uczestnik akcji ma lat 10 to Dżej Dżej.
Najstarszy pan Czesław Chwalczuk ma lat 84 !
Ciąg dalszy nastąpi!
Fundacja Niepodległości
Cmentarze Kresowe Pamiętajcie Pamiętać
Dariusz Tadeusz Palusiński
https://fundacja-niepodleglosci.pl/wydarzenia/wolyn-pamietajmy-pamietac/1394-wolyn-2015-recordatio-pierwsze-dni#sigProIda3c9f53740
Projekt został dofinansowany ze środków programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich