Lwowskie lwy - relacja cz. 2
Wracamy do Lwowa, jest wieczór, 18 grudnia 2015 roku. Przebrany, wyschnięty i zadowolony wypakowuję laptopa, zobaczymy co tam na poczcie, w internecie i w ogóle wiadomości. Z niedowierzaniem przeglądam już kolejną stronę, gdzie kolejna grupa ogłasza swój sukces – ich właśnie zasługa, że lwy wróciły z tułaczki na miejsce. Zdziwienie, po kilku minutach zastępuje na mojej twarzy uśmiech. Wspaniale, tylko jedno małe „ale” skoro tak doskonale wiedzieliście, to gdzie byliście wczoraj ? Dzisiaj ? Dlaczego dopiero po oficjalnym komunikacie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłaszacie swój sukces ?
Taki sukces to PRACA a nie machanie szabelką i utyskiwania. Przebrnąłem przez te „zasłużone samym sobie” i „samym sobie" odśpiewane peany, ech, znowu nasze polskie piekiełko. Z ciekawością zaglądam na stronę Stowarzyszenia Hodowców Kotów, Stowarzyszenia Koty Rasowe oraz Polski Związek Felinologiczny ( wszak lwy to rodzina kotów) , nie ma nic. Czyli przynajmniej organizacje związane z kotami zachowały umiar i rozwagę. A też mogły ogłosić triumfalne zwycięstwo ! Odpisuję na e maile, wstawiam na FB kilka zdjęć, już jest godzina 20 (posługuję się czasem polskim, czas lokalny to plus jedna godzina) pora coś zjeść i jeszcze popracować na dniem kolejny. 6 rano w grudniu to środek nocy, przynajmniej tak to wygląda, pakuję sprzęt wyczyszczony i osuszony po wczorajszym grudniowym, deszczowym dniu i ruszam na Cmentarz Orląt. Oczywiście po drodze tankowanie samochodu i tankowanie czarnej kawy, materiał napędowy musi być ! Pierwsze promienie słońca z za blendy chmur rozjaśniają mrok gdy zaczynam od kilku ujęć od strony Pohulanki. Nie tylko ja nie śpię, telefon z Polski z życzeniami imieninowymi przypomina mi, że dzisiaj jest 19 grudnia 2015 roku. Nagrywam trochę materiału wideo i ruszam na cmentarz łyczakowski, na swoje ścieżki, te z dala od głównych alejek, którymi podążają wycieczki, nie wiedzą ile tracą. Dochodzi godzina ósma, gdy przy grobie Grottgera natykam się na ukraińską wycieczkę szkolną, przysłuchuję się co przewodnik im mówi, gdy skończył, po polsku mówię do niego „ fajnie i dokładnie opowiedziana historia” odpowiada po polsku z tym zaśpiewem lwowskim „ eee historii nie da się okłamać”. Wycieczka szkolna z Kijowa, z ciekawością mi się przyglądają, dopytują co Polak tu robi o tak wczesnej porze. Umykam im, i ich pytaniom, dalej buszując poza utartymi ścieżkami wycieczek. Gdy docieram ponownie pod Pomnik Chwały jest już kilka minut po 10 tej, i na Orlętach zaczyna się ruch, docierają wycieczki ukraińskie, które szybko opuszczają ten teren. Po chwili dociera wycieczka, rozpoznaję przewodnika, witamy się, nie widzieliśmy się dwa lata, anonsuje wycieczce głośno i dobitnie ( wycieczka z Polski, z sanatorium, jednodniowa) „ proszę Państwa, stało się tak, że historię lwów i Pomnika Chwały opowie Wam człowiek, który zna ją lepiej niż ja, lwowiak z urodzenia” prostuję to trochę, dodając, ze dzięki niemu dowiedziałem się z ust naocznego świadka o latach siedemdziesiątych cmentarza Orląt. Snuję opowiadanie o lwach, ich losach. Na koniec pytając „ są jakieś pytania?” , jeden z uczestników wycieczki mówi „ jestem z Lublina, ja pana znam. Syn mi internecie pokazywał pańskie zdjęcia i czytałem pana w publikacje w „Kwarcie” druga i trzecia i czwarta osoba deklaruję „ my też z Lublina” onieśmielony nagłym objawieniem fanów naszych działań, chcę się wycofać, moje miejsce to wizjer aparatu fotograficznego, nie nadaję się frontmana. Proszą, idziemy razem na miejsce skąd resztki doczesne nieznanego żołnierza pojechały aż do Warszawy by spocząć w grobie nieznanego żołnierza. Na prośbę dopełniam tę opowieść, wątkiem czuwania przy trumnie na dworcu głównym we Lwowie i opowieścią o transporcie do Warszawy. Potem spotkanie i długa rozmowa z Panią Marią Pyż i Jej mężem Konstantym. W międzyczasie robię pobudkę tym, którzy dotarli jak się okazuję o godzinie 6 rano z Warszawy ! Zmieniamy trochę plan dnia, ja teraz pojadę na Cmentarz Janowski, mniej uczęszczaną nekropolię Lwowa, co wcale nie znaczy, że mniej wartościową od Cmentarza Łyczakowskiego. Założony w roku 1883, zajmuje powierzchnię około 45 hektarów. Jest czynnym cmentarzem, jak i Cmentarz Łyczakowski. Samochód parkuję przy ulicy Jeroszenki, drugie , nie główne wejście na teren cmentarza i potem tego żałuję, czeka mnie długi, wyczerpujący spacer. Wbrew pozorom nie narzekam, mogę śmiało powiedzieć, że poznałem wszystkie zakątki tego miejsca, do tej pory znałem tylko część, tę łatwiejszą, tę od frontu. Odwiedzam pole Obrońców Lwowa z lat 1918-1920 Orlęta Lwowskie, które spoczęły na tym miejscu, wiele innych miejsc godnych uwagi, rośnie spis na przyszłość. Pogoda nie zimowa, zasnute szarymi chmurami niebo, trochę wiatru ale nie pada dzisiaj deszcz, temperatura w okolicy plus 6 stopni czyli warunki dobre do eksploracji terenu. Wracając z Kleparowa na Łyczaków, przejeżdżam obok starego miasta i tętniącego życiem jarmarku świątecznego. Do niedawna Lwów był przepełniony flagami w barwach czerwono-czarnych, teraz ich po prostu nie ma. Zdziwiło mnie to, wszak Lwów zawsze był ich pełen. Nie mam czasu na spacer po starym mieście i okolicach starówki. Szybko na miarę możliwości zakorkowanego nawet w sobotę miasta przemieszczam się na Łyczaków, jeszcze spojrzenie w stronę byłych koszar 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich na dolnym Łyczakowie, gdzie stacjonował jeden ze szwadronów i już zaraz skręcam, by ominąć remontowany odcinek ulicy. Reszta opowieści, zgodnie z deklaracją złożoną na początku, spoczywa w szufladzie. Ciąg dalszy działań, znacie. Był Wołyń, była Wigilia w Zamłyniu.
Wszystkim czytelnikom życzę tą drogą Wszystkiego Najlepszego , spełnienia wszystkich życzeń i marzeń w nowym 2016 roku! Oczywiście zapraszam wraz z nami na akcje Wołyń, Cmentarze Kresowe Pamiętajcie Pamiętać edycja 2016, główny koordynator Jacek Bury (Kamandir) już naszykował ogrom nowych wyzwań. Do zobaczenia w terenie ! Znowu swędzą mnie pięty… Jeszcze tu wrócę !
Dariusz Tadeusz Palusiński vel Bestia Fundacja Niepodległości w Lublinie
Galeria zdjęć