mega888 Rajd szlakiem 27 Wołyńskiej Dywizji po Lubelszczyźnie

Rajd szlakiem 27 Wołyńskiej Dywizji po Lubelszczyźnie

26 września 1939 roku z lotniska w Bukareszcie wystartował lekki bombowiec PZL 46 Sum. Trzyosobowy samolot, porwany przez polską załogę skierował się do Warszawy.

Na jego pokładzie znajdował się osobisty wysłannik jeszcze urzędującego Naczelnego Wodza (Edwarda Rydza-Śmigłego) - mjr Edward Galinat. Wiózł on specjalny rozkaz dla dowódców walczącej stolicy - rozkaz o utworzeniu tajnej, konspiracyjnej armii polskiej. Rydz-Śmigły nie zapomniał wszystkich nauk swojego wielkiego poprzednika - Marszałka Piłsudskiego - i wzorem Polskiej Organizacji Wojskowej z czasów I wojny światowej powołał do życia Służbę Zwycięstwu Polski. Tak się rodziła Armia Krajowa z całą siecią konspiracyjnej pajęczyny złożonej z obszarów, okręgów, inspektoratów, obwodów itd.
Na Wołyniu pierwsze próby stworzenia podwalin konspiracyjnych podjęto jeszcze w 1939 roku. Inwigilacja sowieckiego okupanta i brak odpowiednich kadr powodował, że rwały się w ogniu bezwzględnej walki niewidzialne nici podziemnego państwa. Aresztowania kolejnych komendantów Okręgu (oficer NN ps. Grzbiet, płk T. Majewski ps. Maj) powodowały, że Wołyń pozostawał ugorem, który tylko co jakiś czas przeorała sowiecka wywózka, pobór do armii sierpa i młota lub indoktrynacja czerwonego przygłupa dowodzącego wyższości kołchozu nad zdrowym rozsądkiem. Atak Niemiec na ZSRR (22 czerwca 1941 r.) wprowadził chaos, z którego nie od razu (kolejna wsypa - lipiec 1942 roku) udało się zbudować fundament Okręgu Wołyńskiego Armii Krajowej. W niedalekiej przyszłości miał on wygenerować najbardziej heroiczną, obok Powstania Warszawskiego legendę AK – 600 kilometrową epopeję zmagań 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty, największej jednostki partyzanckiej czasów II wojny światowej.
Po ciężkich walkach i dwukrotnym wyrwaniu się z niemieckiego kotła (Lasy Mosurskie i Lasy Szackie) oraz krwawej przeprawie przez Prypeć przeprowadzonej pod gradem kul niemieckich i rosyjskich (oddział kpt. K. Rzaniaka ps. Garda) dwie kolumny wołyńskiej dywizji (oddział mjra T. Sztumberk-Rychtera ps. Żegota i mjra J. Szatowskiego ps. Kowal) przebiły się na lubelską stronę Bugu. Tu, zaczynał się ostatni epizod wojennych zmagań wołyńskich żołnierzy. Ich śladami po Lubelszczyźnie ruszyliśmy w pewien gorący, lipcowy dzień.
Wataha złożona z kadry wychowawczej (Ewelina Kliza ), opiekuna medycznego (Jerzy Drąg), przewodnika (Andrzej Karłowicz), koordynatora (Jacek Bury) i bandy Warchlaków – sekcji najmłodszych uczestników Środowiskowego Hufca Pracy ruszyła na poszukiwania historycznej przygody.
22 lipca / dzień 1
Sprawnie pakujemy do busa prowiant, plecaki, mapy, apteczkę… a Warchlaki chipsy, słodkie napoje i ciastka. Kierunek: Włodawa. Stąd zaczniemy poszukiwania. To właśnie w tym rejonie (wieś Marianka) przekroczyli Bug pierwsi żołnierze Wołynia. Po wymknięciu się z okrążenia (całonocny marsz przez bagna z 21/22 maja 1944 r.) w kompleksie Lasów Szackich i kilkudniowym oddalaniu się od wroga kolumna mjra Żegoty, licząca ponad 900 żołnierzy dotarła nad Bug i po kilkunastogodzinnym sondowaniu brodów na rzece 29 maja przeszła na Lubelszczyznę. Dziś, patrząc na meandry Bugu widzianego z Włodawy wciąż ma się wrażenie skali trudności jakiej podjęli się wówczas żołnierze wołyńskiej dywizji. Z Włodawy kierujemy się do Kocka. Kiedy wjeżdżamy do miasta wyzwolonego przez Wołyniaków 22 lipca 1944 r. (batalion por. K. Filipowicza ps. Kord) dogasa właśnie rekonstrukcja historyczna nawiązująca do tych wydarzeń. Widok umundurowanych żołnierzy pod bronią wzbudza zainteresowanie licznych przechodniów. Z rekonstruktorami grup historycznych, którym szefuje Darek Palusiński, współpracownik Fundacji Niepodległości będziemy spotykać się codziennie, podobnie jak z Piotrem Gawryszczakiem, wiceprezesem Fundacji , który będzie przybliżać nam i reszcie widzów dzieje 27 Dywizji. Tego dnia nocujemy w kockim Domu Kultury, ale zanim rozochoceni uczestnicy zasną odwiedzamy jeszcze tutejszą Wojskową Izbę Pamięci, która przetrwa zainteresowanie Warchlaków niemal w niezmienionej formie. Gorzej będzie z ich ubraniami przemoczonymi w trakcie wieczornego spaceru po mieście i kąpieli w jednej z malowniczo ulokowanych na rynku fontann. Tego dnia i każdego kolejnego będę zaglądał za kurtynę warchlakowego świata i notował swoje i ich zdziwienia. Kiedy usłyszałem od 7-letniego Gepajdka staropolskie słowo na „k” jeszcze się nie zdziwiłem (siedem lat pracy pedagogicznej na Bronowicach zrobiło swoje), ale gdy zapytałem go: skoro znasz takie słowa to może wiesz jak się je pisze, i może powiesz mi przez jakie „u”? Przez środkowe – usłyszałem w odpowiedzi. Uznałem, że dzień pierwszy zakończył się wynikiem 1:0 dla Warchlaków, bo jednak ja pozostałem bardziej zdziwiony.
23 lipca / dzień 2
Pobudka o 8 00. Śniadanie. I wyjazd na teren Kozłowieckiego Parku Narodowego. To rejon licznych przemarszów żołnierzy wołyńskich. Grasował tu m. in. batalion kpt Jana Józefczaka ps. Hruby wymykając się uprzednio niemieckiej obławie z użyciem samolotów! (operacja Wirbelsturm), podobnie jak cała zgrupowana na Lubelszczyźnie dywizja. Zagłębiamy się w kozłowieckie lasy prowadzące nas zielonymi ścieżkami donikąd. Tym razem ja triumfuję patrząc na zdziwienie małych mieszczuchów zaplątanych między kilkunastometrowe sosny. Po upojnych pogoniach za motylami, żabami i tym wszystkim co próbuje przeżyć w lesie najazd Warchlaków następuje pełna napięcia refleksja autorstwa Kogutka (lat 6): kto tu wybudował ten las? I gdzie są jakieś bloki? Nastrój partyzanckiej przygody wdziera się powoli do małych umysłów. Zastanawiamy się wszyscy jak można przeżyć w takich warunkach, gdzie spać, co jeść? Ten ostatni wątek pobudza warchlaczą wyobraźnię. Oprócz standardowych wypowiedzi – grzyby, jagody, jeżyny – padają te bardziej egzotyczne: jaja mrówek, motyle… Dobra, znów jestem bardziej zdziwiony. Pierwsze krople deszczu przypominają o zmęczeniu. Wracamy, próbując przypomnieć sobie wszystkie szczegóły przebytej drogi. Ulewa narasta. Stajemy pod gęstym klonem, ale deszcz przybiera na sile. Partyzanci budowali by już pewnie prowizoryczny szałas, my mamy nie mniej trudne zadanie: wrócić bezbłędnie do czekającego na nas busa. Ruszamy biegiem. Łamie się w pierwszej chwili pod wpływem strugi z nieba szyk, ale mobilizujemy się wzajemnie i wprowadzając Warchlaków w nastrój wrażej obławy wychodzimy z okrążenia zafundowanego nam przez naturę. Przemoczeni docieramy do busa wspominając leśne pomyłki w powrotnej trasie, chwile zwątpienia w orientację topograficzną koordynatora i wzajemne dodawanie sobie otuchy. Wydaję posiłek regeneracyjny w postaci krówek - ulubionego przysmaku Warchlaków. I nie pozostaję zdziwiony tym razem gdy Gepajdek rzuca mi wyzwanie przy odwijaniu papierka: A moglibyśmy jeszcze pobiegać trochę w deszczu żeby dostać po drugiej krówce?
Późnym popołudniem wracamy do Lubartowa. Tym razem rekonstruktorzy przygotowali gorzki spektakl – dioramę nawiązująca do bezceremonialnej hucpy jaką było wywarcie presji przez renegatów z Armii Ludowej na czele - z tzw. pułkownikiem - Grzegorzem Korczyńskim, który mając za plecami poparcie bagnetów Stalina zażądał wycofania jednostek 27 Dywizji z Lubartowa. Dowódcy wołyńscy nie chcąc dopuścić do rozlewu krwi polskiej wycofali podkomendnych z Lubartowa. Głośna palba na ulicach miasteczka przyciąga tłum zaciekawionych ludzi. Piotr z Darkiem opowiadają kulisy tamtych wydarzeń… Na nocleg wyruszamy do Skrobowa gdzie na terenie tutejszego kompleksu szkolnego rozbijamy namioty. Będzie to nasza stała kwatera już do końca pobytu na szlaku wołyńskiej dywizji.
24 lipca / dzień 3
Całą noc padało. Wstajemy rozleniwieni. Przygotowujemy śniadanie i zabieramy suchy prowiant. Dziś wyruszamy do Ostrowa Lubelskiego. Pierwszy punkt programu: gra terenowa. Oddział ma za zadanie znaleźć w miasteczku skwer im. 27 Wołyńskiej Dywizji. Ruszamy na poszukiwania… jest. Robimy pamiątkowe zdjęcia. A potem marszruta na tutejszy cmentarz. Tu znajdujemy wymierne ślady wydarzeń sprzed 70-ciu lat. Na cmentarnej kaplicy Warchlaki odczytują inskrypcję poświęconą trzem żołnierzom wołyńskiej dywizji (kpr. Ksawery Skolimowski ps. Śmiały, szer. Alfons Reszel ps. Ziuk oraz szer. NN ps. Franek) poległym 18.07.1944 w boju z Niemcami pod wsią Zabiele. ŚPIĄ SNEM WIECZNYM / W ZBIOROWEJ MOGILE PARTYZANCKIEJ / NA TUTEJSZYM CMENTARZU / NIECH ODPOCZYWAJĄ W POKOJU
Znajdujemy żołnierską, skromną ale zadbaną kwaterę. Zapalamy znicze i odmawiamy modlitwę. Chwila ciszy na trasie rajdu. Zapomniałem w ferworze codziennego jazgotu jak smakuje cisza. Warchlaki nie wiedzą nawet jak się To pisze. Tego dnia odbywa się jeszcze jedna gra terenowa: kto znajdzie najstarszy grób na cmentarzu. Po kwadransie prowadzi nas na miejsce swojego triumfu Kanibal (13 lat) – znaleziony nagrobek pochodzi z połowy XIX wieku. Przy okazji tych peregrynacji znajdujemy na cmentarzu grób Powstańców Styczniowych, żołnierzy I wojny światowej, Września `39 i ofiar okupacji hitlerowskiej - ot, historia Polski wypisana w nagrobnym kamieniu. Wszędzie zapalamy znicze. Smutek jakiś znikąd. Wracamy powoli do busa. Obiad w Lubartowie, a potem docieramy na miejsce dzisiejszej inscenizacji. Tego dnia rekonstruktorzy przygotowali kolejny epizod z historii dywizji. Pod Nowodwórzem rozegrała się miniaturowa scena przeprawy przez Prypeć. Wymykając się z okrążenia w Lasach Mosurskich dywizja została podzielona na trzy kolumny. Na odcinek południowo-wschodni   został skierowany oddział kpt Kazimierza Rzaniaka ps. Garda w sile około 750 żołnierzy. Zanurzeni w bagnie po pas żołnierze, klucząc w ciemnościach nocy z 21/22 maja wymknęli się z okrążenia. Zgodnie z wytycznymi maszerowali na wschód mając rozkaz przejść na sowiecką stronę frontu. 27 maja kolumna kpt Gardy dotarła nad Prypeć. Bliskość frontu dało się odczuć na każdym kroku: gniazda bunkrów, linie telegraficzne, huk artylerii. Sforsowanie rozlanej szeroko rzeki, okolonej dodatkowo pasmem bagien utrudniających przeprawę nastręczało kolejnych trudności i tak już zmęczonemu kilkudniowym marszem wojsku. Dodatkowe napięcie powodowała obecność licznych na tym odcinku niemieckich patroli. Front był tuż obok. Nie mogąc skontaktować się z Rosjanami by uprzedzić ich o przeprawie dowódca podjął decyzję o natychmiastowym, z marszu forsowaniu Prypeci. W pierwszym momencie wydawało się, że idący szeroką ławą Wołyniacy zaskoczą Niemców. Ci jednak po otrząśnięciu się z zaskoczenia widokiem na ich brzegu tak licznej grupy wrogich żołnierzy otworzyli bezładny ogień do Polaków. Na tą palbę odpowiedzieli z drugiej strony Prypeci Rosjanie biorąc przedzierające się wpław wojsko za próbę niemieckiego kontrataku (wielu żołnierzy wołyńskich miało na sobie zdobyczne mundury Wehrmachtu). W tym krzyżowym ogniu broni maszynowej dokonywała się tragedia tej części zgrupowania 27 WDP AK. Podczas dramatycznej przeprawy zginęło około 120 żołnierzy kpt Gardy. Dowódca podzielił ich los, choć w jakich okolicznościach zginął budzi do dziś niejasności. Znaleźli się wiarygodni świadkowie, którzy widzieli go po sowieckiej stronie Prypeci. Nie znaleziono go wśród rannych ani zabitych. A kilkanaście dni później dotarł na Lubelszczyznę (Lasy Parczewskie), na miejsce postoju sztabu dywizji (wieś Głębokie) wołyński chłop, który przekazał mjr J. Szatowskiemu i obecnemu przy tym zdarzeniu kapelanowi Wołyniaków ks. A. Piotrowskiemu białą koszulę znalezioną w okolicach Maniewicz )tj. ponad 100 km na południowy wschód od miejsca przeprawy). Na koszuli wypisano krwią: „Ratujcie bo ginę - Garda”. Maniewicze były tymczasowym obozem sowieckim gdzie selekcjonowano żołnierzy wołyńskich: szeregowych do Armii Ludowej, oficerów donikąd.
Wieczorem wracamy na teren naszej kwatery. Lustruję niedomytków. Zanim pobiegną na przyszkolne boisko dopytuję o wrażenia z dzisiejszego dnia. Na moje zapytanie: ile macie ran żołnierzu? - Lessie (krzyżówka Leo z Messim), rezolutnie odpowiada: dwie! Po czym pokazuje na siniak pod okiem będący efektem zderzenia z kolegą podczas bieganiny. A druga? – dopytuję. Nie wiem jeszcze – ogłasza. Po czym dokonuje intensywnej obdukcji ośmioletniego ciała i po kilkunastu sekundach z triumfem oznajmia pokazując kolano: poparzenie pokrzywą. Spocznij, żołnierzu!
25 lipca / dzień 4
Piękny ranek. Słońce w końcu przejmuje władzę nad nieboskłonem. Po śniadaniu wyjeżdżamy autobusem na zaplanowaną trasę. Dzisiaj zaczynamy od Sosnowicy, małej wioski, przez którą maszerowali Wołyniacy w kierunku wolności. To właśnie w tych okolicach Lasów Parczewskich w pierwszej dekadzie lipca zgodnie z rozkazami Komendy Głównej AK, koncentrowały się wszystkie jednostki 27 WDP. Wcześniej, w rejonie jeziora Kleszczów odbyła się odprawa dowództwa dywizji, na której znaleźli się także przedstawiciele Armii Ludowej i partyzantki radzieckiej. Ustalono warunki współpracy. Oddziały 27 WDP rozlokowane w okolicznych wioskach odpoczywały doświadczając gościnności życzliwych mieszkańców Lubelszczyzny. Sielankę przerwały alarmujące sygnały o pojawieniu się silnych oddziałów niemieckich w okolicy. Zaczynała się operacja Wirbelsturm (Cyklon), której celem była likwidacja zgrupowania partyzanckiego w tym rejonie. Dowództwo 27 Dywizji postanowiło, korzystając ze sprawdzonych metod walki z przeważającymi siłami Wehrmachtu, SS i policji wymknąć się Niemcom nocą. Trójkowe, partyzanckie patrole bezbłędnie rozpoznały luki w domykającym się pierścieniu okrążenia. I trzeciego dnia niemieckiej operacji dywizja w szyku marszowym leśnymi duktami wymknęła się z kolejnej obławy. W tych dniach (16 lipca) dowództwo nad dywizją objął jej ostatni komendant - płk Jan Kotowicz ps. Twardy, który swoją funkcję będzie pełnił aż do tragicznego dnia rozbrojenia dywizji przez jednostki Armii Czerwonej.
W Sosnowicy oglądamy jeszcze starą cerkiewkę pw. Św. Pierwszych Apostołów Piotra i Pawła pochodzącą z końca XIX wieku – aktualnie odrestaurowywaną. A potem ruszamy dalej, do Podedwórza. Po drodze (miejscowość Wola-Makoszki) zatrzymujemy się przy kolejnym pomniku tragicznej, XX-wiecznej historii Polski. Tym razem jest to kamienny hołd złożony ofiarom faszyzmu. Na jego ciele wyryte dziesiątki imion i nazwisk, a obok wiek ofiar. Są tutaj wszyscy: od nastolatków po starców… I wreszcie Podedwórze. Pomnik Legionistów i żołnierzy wojny polsko-bolszewickiej, a paręnaście metrów dalej znów pomnik ofiar brunatnych ludojadów Hitlera. Spacerujemy wiejską uliczką. Odbiegliśmy nieco od wołyńskiej epopei… W centralnej części wioski znajdujemy uroczą gospodę z domowym jadłem w menu. Siadamy do obiadu oglądając wnętrze wypełnione starymi skarbami od końskiego rzędu przez przedwojenne plakaty aż po zdjęcia legionowych wiarusów. Zajadamy ze smakiem obiad i już pora nam wracać. Po drodze Warchlaki jak zwykle dojadają się chipsami i co tam tylko jest do wzięcia z półek wiejskich sklepów. Na prośbę kierowcy wprowadzamy prohibicję na jedzenie chipsów w busie ze względu na pokłady okruszków walające się po podłodze mimo worków na śmieci zawiązanych przy fotelikach. Warchlaki zaciskają ręce na paczkach. Po pewnym czasie widzę jednak jak Kogutek zachłannie wkłada rękę do swojej torby. I zastyga w pozycji widząc mój grymas w oczach. Ejże – pytam – była prośba by nie jeść w autobusie czy nie? Ja nie jem – odpowiada – ja tylko segreguję.
Wracamy do Skrobowa. Przed nami ostatni z epizodów 27 Dywizji: rozbrojenie jednostki przez Sowietów. W historycznym miejscu faktycznych dziejów, w dokładną rocznicę tamtego dnia oglądamy dramatyczne sekwencje zdarzeń. Wspomnienia swojego ojca, wołyńskiego żołnierza - śp. Leona Karłowicza ps. Rydz przybliża nam nasz przewodnik, Andrzej Karłowicz. Są licznie przybyli tego dnia mieszkańcy Skrobowa oraz kombatanci. Ci pewnie wracają teraz myślami 70 lat wstecz. Triumfalny marsz wołyńskiej dywizji po Lubelszczyźnie przerwało pojawienie się w Lubartowie frontowych oddziałów Armii Czerwonej. W wyniku rozmów w Skrobowie z dowództwem radzieckim ustalono wspólną defiladę w miasteczku. Niestety, był to podstęp czerwonych szulerów. Otoczone jednostki 27 WDP AK okrążono i wezwano do poddania. Był 25 lipca 1944 roku. Ostatnim akordem tamtego dnia był chóralny śpiew polskich łączniczek. Żołnierze byli oburzeni. Nie wiedzieli, że dziewczęta zagłuszały w ten sposób pracę dywizyjnej radiostacji, na której por. Stanisław Skiba ps. Strzałka nadawał do Londynu otwartym tekstem ostatni meldunek dywizji: Sowieci nas rozbrajają.
Wieczorem siadamy przy wspólnym ognisku. Są kombatanci z lubelskiego Środowiska Żołnierzy 27 WDP AK, rekonstruktorzy, goście z Lublina, mieszkańcy Skrobowa, dyrektor szkoły, z którego gościnności korzystamy. Pieczemy kiełbaski, ktoś śpiewa. Wracają w opowieściach weteranów stare dzieje. Cofa się czas… Warchlaki doczekali się w końcu upominków – okolicznościowych koszulek z trasą rajdu. Będą je później z dumą obnosić na Bronowicach zadając starszym butne pytania: byłeś na rajdzie szlakiem wołyńskiej dywizji?
26 lipca / dzień 5
Ostatni dzień naszej wyprawy. Składamy sprawnie namioty. Jeszcze śniadanie. Przy posiłku wspominamy ostatnie dni. Niektórzy z Warchlaków już chyba tęsknią za swoim Bronksem. Boksej (lat 5) dopytuje mnie: kiedy wracamy do Polski? Ja ze spokojem: my jesteśmy w Polsce. Na co rezolutny Warchlak: to ja wiem, ale kiedy wracamy do Polski do Lublina?
Projekt został zrealizowany dzięki Fundacji WBK Banku Zachodniego i Wydziałowi Kultury Urzędu Miasta Lublin. Dziękujemy.
Serdeczne podziękowania składamy też na ręce p. Zdzisława Wereszczyńskiego, dyrektora Szkoły Podstawowej im. 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK w Skrobowie, który z ogromną życzliwością gościł nas na terenie podległej sobie placówki.
Wszystkim uczestnikom Rajdu gratulacje za wytrwałość, współpracę i warchlaczą radość życia składa koordynator projektu:
Jacek Bury, Fundacja Niepodległości / Środowiskowy Hufiec Pracy

2 Pulk Strzelcow Konnych
2 Pułk Strzelców Konnych 
- lekcja historii

2 Pulk Strzelcow Konnych
partner medialny

FE PL na jasne tlo 240

FUNDACJA NIEPODLEGŁOŚCI
ZOSTAŁA UHONOROWANA NAGRODĄ
XXV FORUM EKONOMICZNEGO
W KRYNICY

DLA ORGANIZACJI POZARZĄDOWEJ
EUROPY ŚRODKOWO-WSCHODNIEJ

(2014)



Logo sklep



Nagroda Prezydenta RP 200



GEH



Bohater NKD



rok zolnierzy wykletych

 

Logo RZT

 

300x600 tlo 

raze z ulraina logo3

YouTube logo full color

logoCK

Adam Plakat 1 proc 2018 FB 300x300

PROSIMY O WSPARCIE 1%
DLA CHOREGO DZIECKA
NASZYCH PRZYJACIÓŁ
KRS: 0000037904
CEL: 14622 ADAM WACHOWICZ

Dzięki za pomoc!
Może się przydamy dziecku...